piątek, 3 lipca 2009

open'er 2009 - relacja

wreszcie open'er! już się doczekać nie mogłem. ostatni miesiąc to odliczanie dni. zawsze jest tam super. nikomu nie przeszkadza moje lansowanie się i nikt nie krzyczy do mnie "jebany pedale". wszyscy ludzie przyjeżdżają się tam pokazać. bo o to tam chodzi. kogo interesuje oglądanie zespołów wielkości szpilki. ale jeden plus tych koncertów jest, że sobie muzyka gra w tle i miło spędza się czas przemieszczając się podczas pokazywania się. tym razem z paczką przyjaciół logujemy się na polu namiotowym. najważniejsze, że było na polu wifi i dzięki mojemu macbookowi miałem stały kontakt z moim profilem na facebooku. dużo osób liczyło na moje zdjęcia tegorocznej mody openerowej robione moim iphonem. oczywiście nie zawiodłem moich ludzi. codziennie dostarczałem im nowej porcji różnych indie freaków. w czwartek jak wbiliśmy na teren koncertów spotkała nas pierwsza niespodzianka - będzie distro starbucksa! nawet na openerze będę mógł bujać z sojowym latte w kubeczku. i nie będę musiał kupować w coffeheaven, przez co mój poziom lansu się podniesie. oczywiście z kawką snujemy się po terenie i na końcu lądujemy na leżakach. nikolas polewa wniesioną wyborową. to niesamowicie punkowe co zrobił. przez parę ochron wniósł flaszkę. szacunek. jak bym się bał. po spożyciu robson posypał kokunie i popłynęliśmy w rozmowę o najkach model 1986354665821 rocznik 1291. super buty, ale zastał nas tak świt. udaliśmy się do namiotu, a ja jeszcze posiedziałem przed moim makbukiem. obudziła nas powódź. wszystko zalane. moje białe lacosty, które zostawiłem przed namiotem nie nadawały się do niczego. całe szczęście, że mam jeszcze vansy w szachownice. ogarneliśmy się i znowu wbijamy na teren koncertu. niestety ledwo przeszliśmy bramkę to nastąpiło urwanie chmury. staram się chronić vansy biegnąc do namiotu koncertowego. tam spotkałem mnóstwo moich klientów, klientów kolegów, klientów klientów. wszyscy tam byli. poczułem się jak w warszawie i od razu milej się zrobiło. wszyscy przenieśliśmy się na leżaki i piliśmy alkohol wniesiony przez wszystkich. nie wiem jak się stało, ale jak się obudziłem to była już sobota godz. 14. w dodatku głowa mnie bolała, nic nie pamiętam, a moje vansy były całe w błocie. robson dał mi kokunie i od razu poczułem się lepiej. poszedłem do mojego mini po najki model 736273163 i mogłem rozpocząć imprezę. tym razem w picu skupiłem się na samym starbaksie, ale źle się poczułem. udałem się do lekarza, który zalecił mi odpoczynek i udałem się do namiotu. nie wiem kiedy zasnąłem, a jak się obudziłem to należało się zbierać, gdyż nie chcieliśmy jechać w korkach do warszawy. podsumowując wyjazd bardzo udane, wszystkie zespoły zagrały super i super, że tyle uwagi poświęcono majkelowi dżeksonowi. nawet ja miałem ubrany cały czas kapelusz, pokazując szacunek i przywiązanie do MJ. zrobił on tyle dla nas dobrego. a wracając do open'era w przyszłym roku też pojadę! czad!

2 komentarze:

maciek z warszawy pisze...

wlasnei tak to sobie wyobrazalem !

Anonimowy pisze...

gdyby nie robota tam to pewnie jak co roku moja stopa by tam nie stanęła - a tak to ubolewałem że znów pod choinką na Boże Narodzenie nie znalazłem ani bomby atomowej ani napalmu, który byłby tak przydatny na takich imprezach...
Karol