niedziela, 19 października 2008

cudowne słowo na niedzielę

mamy tak tutaj, że nadwyraz wierzymy w cudy. jest to pewnie spowodowane głębokim zakorzenieniu naszego kraju w religii katolickiej. co chwila się słyszy, że tylko cud nas uratuje przed czymś, w czymś nam pomoże i dzięki niemu coś się nam uda. a to reprezentacja Polski w piłkę kopaną cudownie wygrała, a to Gollobowi przydarzył się cud, że Grand Prix przeniesiono do Bydgoszczy, a to niestety, jak to dzisiaj usłyszałem na Polsacie, cudu nie było i Kubica był któryś tam. prawie wszyscy wierzą u nas w jakieś cudy. podobno kryzys ominie nasz kraj, i wszyscy wierzą w ten cud, na czele z naszymi panami rządzącymi krajem. cudownie w jakiejś szybie pojawiła się maryjka, gdzie indziej cudownie ktoś został ocalony, a kiedy indziej tylko cud uchronił nas od jakiegoś blamażu, porażki czy nieszczęścia. cud za cudem. i nawet osobom, które jakby przekroczyły próg kościoła spłonęłyby od razu, udziela się ta atmosfera wiary w cuda. tylko, że my zawsze na tym źle wychodzimy. potem jest płacz, lament, ogólny dramat. i potem pojawia się znowu nadzieja, że jakiś cud doprowadzi do powrotu normalności. i tak do zajebania. płaczemy, że innym się udaje, a nam zawsze wiatr w oczy. ale chyba inni nie wierzą w cudy, a wierzą w siebie, w to, że się uda, że wytrwałością i konsekwencją doprowadzą coś do udanego końca. a nie w jakąś zaściankową wiarę rodem z ambony i drewnianego kiosku z klęcznikiem i drewnianą kratą. cudów nie ma. i w to trzeba wierzyć. poza wiarą w koniec świata.

1 komentarz:

prodakk pisze...

dobrze powiedziane