czwartek, 9 października 2008

w nocy

przeżyliście kiedyś wybuch atomowy? mnie się udało! mieszkałem na ostatnim piętrze bloku z wielkiej płyty. był dość wysoki, a co za tym idzie widok miałem rewelacyjny. pewnego dnia lukałem sobie przez okno na zatokę. sielanka. nagle z nieba spadło coś wprost do zatoki! fala uderzeniowa rozlała się po okolicy. wody wystąpiły. nic nie widać, a ja nie ogarniam. po chwili wszystko się skończyło. po tym widok miałem zgoła dość inny. wszystko dookoła zalane, gdzie niegdzie sterczały jakieś kikuty po tym co ostało się z budynków. a w oddali stało to sea tower, tylko znowu było w stanie surowym. wszystkie te szkła, granity rozpieprzyły się. ale mój blok stał. niby był nienaruszony, tylko do 3 piętra zalegała woda. gdy gapiłem się w dół wielkie betonowe płyty, z których blok był zbudowany zaczęły falować. tak jakby poruszać prześcieradło. i stało się to co musiało się stać - blok zaczął powoli runąć. wymyśliłem, ze jak się schowam w jednym pokoju, w kącie to przeżyje. blok się zawalił. a mój plan wypalił w 100%. przeżyłem! potem nie wiem co się działo, ale chyba nie tylko ja przeżyłem. miasto na swój sposób się odbudowało i starało się żyć jakoś w tych nowych okolicznościach. ja ocknąłem się w jakimś nawodnym hangarze, gdzie jak dobrze wnioskuje byłem w reprezentacji kadry w kajako-rowerach. dwuosobowej. drugą osobą był chyba jakiś magik w tej dyscyplinie, gdyż był ubrany w biało-czerwony dres i miał profesjonalny kajako-rower. ja miałem jakiś dmuchany wynalazek, którego wpierw nie mogłem napompować, co się mi udało w 3/4, a potem nie mogłem się nim utrzymać na wodzie. dość popieprzone jest sterowanie takim czymś, w dodatku nie dopompowanym. zresztą cały ten kajako-rower dość niedorzecznie wygląda. tak więc za bardzo sobie w tym sporcie nie radziłem. a mój kolega z reprezentacji napierdalał tym jak by prowadził wodolot! jak wypłynąłem już na szerokie wody, to obok przepłynął jebitnie wielki tankowiec, który jak zatrąbił to mi się przebił ten kajako-rower! wtedy się obudziłem..

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

mnie wczoraj obudził Kazik. siedział w kącie mojego pokoju na barowym krzesełku i tak napierniczał na gitarze, że nawet nakrywanie głowy kołdrą nie pomogło, to rzępolenie wyrwało mnie ze snu. potem zobaczyłem go z gitarą (a przecież wiem, że on gra tylko na saksofonie), toteż obudziłem się drugi raz tym razem na serio.

pozdr.

PS. gratisowy oneliner pytający na otwarcie następnej notki: "czy tańczyliście kiedyś z diabłem w bladym świetle księżyca?"