niedziela, 2 listopada 2008

sterylnie

czyli klubowo. tak mi się to kojarzy. cała ta szumnie nazwana muzyka klubowa i wszystko wokół niej. właśnie ze sterylnością. kluby odpicowane, kolorowe drinki serwowane, wszystko ładnie, pięknie. ludzie odpicowani, na rękach kwadratowe zegarki, z kieszeni wyciągające grube hajsy. żeby się tylko pokazać. tam muzyka jest tylko dodatkiem do bycia i konsumowania. tu i teraz. wcześniej oczywiście bifor. tacka serów albo suszi, wódeczka, dizajn, telefon po taksę i wio. wszystko znowu ładnie i pięknie, wszystko wyreżyserowane, nic z przypadku. tylko dlaczego nawet taki krąg ludzi bierze coś z czegoś zupełnie nieobliczalnego. z czegoś po przeciwnej stronie bieguna, w którym powyższych rzeczy nie ma. oni stanowiący przyszłość biorą z czegoś, co o przyszłości nie mówi, bo przyszłości nie ma. z pank roka. bo jak wytłumaczyć wcześniejszą modę na koszulki np. z sex pistols, a obecnie z krawatami i krastami z tyłu, tylko w wersji bezdredowej? już słyszałem kiedyś taki piękny oksymoron pt. klubopank! znowu coś z czymś co nie pasuje do siebie. bo czy można powiedzieć, że sztruks i dżins pasują do siebie. fakt kwestia gustu, ale to naprawdę nie wygląda spoko. tak jak klubopanki. dla mnie pankrok jest brudny, kojarzy się z knajpami nie pierwszej jakości i nie ma też co ukrywać z gościami, którzy przybili gwoździa do baru. i dlatego czasem dobrze jest pójść na tzw. klubową imprezę by odpocząć od tego. tylko się nie chce patrzeć na typów chcących być bardziej kul niż są. na klubopankow. bo to jest gorsze chyba od njumetalu. jak to mawiali, pankrok krew na butach!

Brak komentarzy: