czwartek, 5 lutego 2009

szukanie pracy

jest okropnym zajęciem. na początku. później też, ale przynajmniej po osiągnięciu wprawy w wysyłaniu mejli, odpada jeden czynnik, najbardziej upierdliwy. dzisiaj chyba osiągnąłem poziom pro w tej dziedzinie. wypluwam mejle z aplikacjami niczym karabin maszynowy pociski. działam jak maszyna, która bierze ogłoszenie, przetwarza je i od razu generuje wiadomość do przyszłego pracodawcy bezdusznie wypisując te wszystkie kłamstwa na swój temat, jaki to ja ogólnie rzecz biorąc jestem zajebisty. nic z tego, że połowa, albo nawet i 3/4 nie jest prawdziwa i nijak ma się do mnie. ważny jest mesydz, że ten którego szukają to ja! i tak działam. dobrze naoliwiony tryb między ogłoszeniem, skrzynką mejlową, pedeefami i notatnikiem, w którym mam wypisane te wszystkie regułki, o zajebistości mojej i ich. ale jest ten (tu powinny się pojawić bębenki, stopniowo budujące napięcie bo to już przybrało do takich rozmiarów) k r aaaaaa j sssssi sssssssssss! czyli po polsku kryzys. kiedyś wołali Hjuston mamy kłopot, teraz się woła mamy kryzys. tylko, że ogłoszenia o pracę się pojawiają. ale jeszcze trochę i będę miał wrażenie, że pojawiają się one tylko po to, aby zakomunikować konkurencji, że "u nas jest spoko, kryzys nas nie dotyczy, widzicie szukamy pracownika", a naprawdę "piznijmy ogłoszenie, że szukamy jakiegoś jelenia to ci z tej pizdowatej firmy będą myśleli, że stoimy bardzo dobrze. psychologia synu!". muszę się przewietrzyć. darz bór!

Brak komentarzy: